Gdyby ludzie pragnęli bardziej własnego szczęścia niż nieszczęścia innych, moglibyśmy niebawem mieć raj na ziemi.
Polacy boją się coraz liczniej występujących kleszczy, ale co trzeci wciąż nie słyszał o kleszczowym zapaleniu mózgu, którym łatwiej się zarazić niż bardziej znaną boreliozą – mówili eksperci w czwartek w Warszawie na konferencji „Nie igraj z kleszczem”.
Kleszcze to pospolite pajęczaki, które mogą uczestniczyć w przenoszeniu chorób, np. boreliozy czy kleszczowego zapalenia mózgu (KZM). Zakażenie bakterią powodującą boreliozę następuje po kilku godzinach od ukłucia kleszcza. Tymczasem wstrzykiwany ze śliną kleszcza wirus kleszczowego zapalenia mózgu może trafić do krwi już po kilku minutach – mówili eksperci w czasie konferencji.
Nawet co szósty kleszcz może być zakażony KZM.
Jak wyjaśniła prof. Joanna Zajkowska ze Szpitala Klinicznego w Białymstoku, wirus KZM należy do tej samej rodziny, co wirus japońskiego zapalenia mózgu czy gorączki Zachodniego Nilu. W wielu przypadkach organizm go zwalcza. Gdy jednak wirusowi uda się rozprzestrzenić - objawy mogą przypominać grypę. Na tym etapie choroba może się zakończyć. Jeśli jednak wirus dostanie się do układu nerwowego, potrafi wywołać zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Najbardziej charakterystycznymi objawami są ból głowy, wysoka gorączka i sztywność karku. Czasem dochodzi do zapalenia mózgu i rdzenia kręgowego. Możliwe są powikłania, np. porażenia lub drżenie kończyn, porażenie niektórych nerwów, a nawet uszkodzenie ośrodka oddechowego – chory traci zdolność do samodzielnego oddychania.
KZM leczy się wyłącznie objawowo. W razie porażeń konieczna jest rehabilitacja oraz leczenie wspomagające. Nie ma leku niszczącego wirusa. "Jedyną skuteczną formą działania przeciwko wirusowi KZM jest profilaktyka, czyli szczepienia ochronne" - mówiła prof. Zajkowska.
W Polsce szczepione obowiązkowo są osoby pracujące w środowisku, gdzie istnieje duże narażenie na ukłucia przez kleszcze - żołnierze, pracownicy Lasów Państwowych, Straży Granicznej, Straży Pożarnej, Parków Narodowych. Osoby uprawiające sporty czy działkowicze szczepią się na własne życzenie (jest to 1-1,2 proc. populacji).
Znacznie więcej Polaków słyszało o boreliozie. Jak wyjaśniał dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, bakteryjna borelioza występuje znacznie częściej niż KZM. Zazwyczaj przebiega zdecydowanie łagodniej - i rozwija się etapami, co daje czas na leczenie. Większość zakażeń boreliozą ogranicza się do skóry (rumień wędrujący) i może być leczona antybiotykiem w warunkach domowych. Na boreliozę szczepionki nie ma. Zapobieganie chorobie polega na unikaniu ukąszeń przez kleszcze.
Uczestnicy konferencji przypomnieli, że w razie "złapania" kleszcza - stosowanie "domowych" metod jego pozbycia się (np. przypalanie papierosem, smarowanie masłem czy polewanie alkoholem) nie daje efektu. Najlepiej usunąć kleszcza pęsetką, chwytając jak najbliżej skóry i wyciągając pewnym, delikatnym ruchem. Zranienie należy zdezynfekować wodą utlenioną lub spirytusem salicylowym. Jeśli wokół rany pojawi się rumień, obrzęk, wysypka lub wystąpią objawy grypowe, trzeba niezwłocznie udać się do lekarza.
"Sposobów ochrony przed kleszczami i groźnymi chorobami, które przenoszą, jest kilka. Należy unikać terenów, gdzie kleszczy jest dużo. Ważne jest odpowiednie ubranie zasłaniające skórę - jasne kolory ułatwiają dostrzeżenie kleszcza. Skuteczne mogą być środki odstraszające, a bardzo skuteczne - szczepienia przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu" - podsumował prof. Kuchar.
"Idealnym, choć nie zawsze możliwym postępowaniem po powrocie z terenu byłoby wytrzepanie kurtki i spodni przed wejściem do mieszkania, wzięcie prysznica i dokładne obejrzenie skóry" - dodała dr inż. Anna Wierzbicka, zoolog i leśnik z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Prof. Kuchar zauważył, że kleszcze niemal nie mają naturalnych wrogów. Na spotkanie z nimi szczególnie narażone są osoby, które trenują w plenerze (biegacze, spacerowicze, kolarze górscy, amatorzy biegów przełajowych, kajakarze, turyści) - oraz dzieci, które spędzają dużo czasu na otwartym terenie, bawią się w trawie, bawią w chowanego w krzakach itp.
Jak zaznaczyła dr Wierzbicka, kleszcze nie spadają na ludzi z drzew. Najczęściej bytują w runie leśnym, na wysokości do ok. 1 metra. U ludzi najczęściej przyczepiają się do łydek, po czym wędrują po do miejsc z cienką, ciepłą skórą – pod pachą, w pachwinie, w zgięciach kończyn, na głowie, za uszami.
"Ludzie nie są głównym celem kleszczy – raczej ślepą uliczką z punktu widzenia pasożyta i chorób, jakie przenosi. Z naszych badań wynika, że kleszcze wolą kobiety. Ponieważ identyfikują ofiarę na podstawie temperatury ciała, ilości wydzielanego CO2 i zapachu - to dzieci (mające wyższą temperaturę i szybszą przemianę materii) są chętnie przez nie wybierane. Niewybredność kleszczy jest szczególnym zagrożeniem – przenoszą na nas choroby ze zwierząt, także domowych" - mówiła Wierzbicka.
Dodała, że na ludziach pasożytują głownie nimfy, mające ok. 1,5 mm wielkości, zdarzają się też samice, mierzące ok. 3 mm. Niedawno udowodniono, że maleńkie (poniżej milimetra) białawe larwy też potrafią pasożytować na człowieku.
Podczas konferencji dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego przedstawił raport dotyczący wiedzy Polaków o kleszczach i KZM. Badanie "Co Polacy wiedza o kleszczach i KZM" zostało przeprowadzone w ramach kampanii "Nie igraj z kleszczem" przez Instytut SW Research w 2018 roku na grupie 1430 osób.
Według raportu aż 78 proc. biorących udział w badaniach boi się tych pajęczaków. Nawet co czwarty rezygnuje z ich powodu z aktywności na świeżym powietrzu. Przede wszystkim obawiają się oni chorób odkleszczowych (94 proc.), rzadziej – ukłucia. Tylko 7 proc. wspomina o fobii.
Co trzeci ankietowany twierdził, że ma teoretyczną i praktyczną wiedzę, jak pozbyć się kleszcza, niecałe dwie trzecie - tylko teoretyczną. Ani teoretycznej, ani praktycznej wiedzy nie miało 7 proc.
60 proc. badanych wskazało, że w przeszłości ukłuta została osoba z ich otoczenia, połowa wspominała o swoim psie lub kocie. W 42 proc. przypadków ukłuty został sam ankietowany. Ponad połowa usuwała kleszcze samodzielnie, 3 na 10 korzystało z pomocy medycznej. Dwie trzecie deklarowało, że dokładnie się ogląda po powrocie z "kleszczowego" terenu. (PAP)
Autor: Paweł Wernicki
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl,